niedziela, 19 marca 2017

Rozdział 14 (64)

(jakiś czas później)

*Ryland*

Siedziałem oparty pod ścianą w areszcie i przypominałem sobie dawne czasy.

Państwo Hudson wyjechali na krótkie wakacje, a Savannah poszła do Rydel na tea party, więc Brandon zaprosił mnie do domu. Siedzieliśmy w jego pokoju, słuchaliśmy nowych piosenek The Heirs, rozmawialiśmy, śmialiśmy się i popijaliśmy czerwone wino. Wszystko było jak zwykle... Tylko do pewnego momentu...

Miałem zbierać się do domu, ale Brandon chwycił mnie za rękę i przyciągnął go siebie.
- Ja... Cię... Kocham... - wybełkotał. - Chyba... - dodał i cmoknął mnie w usta.
Wiedziałem, że był pijany, ale mimo to brzmiał wiarygodnie.
- Zostań jeszcze trochę... - poprosił.
- Hmm... Zgoda. - odpowiedziałem i usiadłem na brzegu łóżka.
Chłopak podał mi jeszcze jedną lampkę wina, sam usiadł obok ze swoją. Wznowiliśmy rozmowę.

Minęło jakieś pół godziny. Zdecydowałem się przenocować u niego, bo byłem zbyt pijany na jazdę motorem, ale... Był to jeden wielki błąd...

Gdy tylko położyłem się na łóżku, Brandon przytulił się do mnie. Nie przeszkadzało mi to, dopóki nie nachylił się nade mną i nie zaczął mnie całować. Najpierw powoli i delikatnie, później coraz namiętniej i zachłanniej. Mój język igrał z jego, a jego z moim. Moje ręce zdejmowały jego ubrania, a jego moje. Zostaliśmy nago. Pieściliśmy się, całowaliśmy... Było cudownie, mimo tych stereotypów, że facetowi z facetem miło nie będzie.

W momencie, w którym właśnie mieliśmy skończyć, Savannah weszła do pokoju Brandona.
- Co to ma znaczyć!? Wy!? Razem!? - krzyknęła zdziwiona i zła. - Nienawidzę Was! Nienawidzę! - wybiegła z płaczem, a ja szybko poderwałem się z łóżka.
Ubrałem się w trybie ekspresowym i skierowałem do pokoju Sav. Zapukałem lekko do drzwi, ale nie usłyszałem odpowiedzi, więc wszedłem 'bez zaproszenia'.
- Żabciu moja... - zacząłem, ale dziewczyna mi przerwała.
- Wynoś się. - warknęła.
Nie poddałem się. Usiadłem na brzegu jej łóżka i delikatnie złapałem za dłoń.
- Wysłuchaj mnie proszę... - zrobiłem smutną minę.
- Puść mnie! - krzyknęła mi prosto w twarz. Niechętnie puściłem jej dłoń. - Nigdy! Więcej! Mnie! Nie! Zranisz! - wysyczała.
- Nawet nie mam takiego zamiaru. - oznajmiłem. - Przepraszam no... - zrobiłem smutne oczka.
- Nie chcę żadnych przeprosin! Nie chcę Cię znać! - odepchnęła mnie.
Zrezygnowany opuściłem jej pokój. Od tej pory unikaliśmy się aż do wydarzeń z WF-istą...

- Ryland Lynch, idziemy. Zaraz proces. - jeden ze strażników przerwał moje wspomnienie.
Wstałem z podłogi, poprawiłem ubranie i włosy, a następnie ruszyłem za strażnikiem.
- Nie musisz zakładać mi kajdanek. Nie mam zamiaru uciekać, bo wiem co zrobiłem i jakie są tego konsekwencje. - rzuciłem jeszcze i skierowałem się do odpowiedniego budynku.
Nie wierzę, że za chwilę mogę zostać skazany za zabicie takiego zboczeńca... Jak widać, trzeba pokonać długą i trudną drogę do szczęścia.

1 komentarz:

  1. Droga do szczęścia ;)
    Jakie przeboje miał Ryry z Brandonem...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń