niedziela, 14 maja 2017

Epilog

Równe dwa miesiące później Ryland i Savannah ponownie stanęli na ślubnym kobiercu. Złożyli przysięgę, która tym razem połączyła ich na zawsze.

Evelyn jest szczęśliwa mężatką, a Christina właśnie rozpoczęła naukę w Secondary School.

Will von Bolton świetnie dogaduje się z synem, a także z Allie i Gigi.

Stormie i Mark nadal są kochającymi się małżonkami, podobnie jak Rydel i Ellington oraz Riker i Vanni.

Lee, syn Rydellington, związał się z Gigi, ale do ślubu im się nie śpieszy.

Thony ostatecznie zrezygnował z Savannah i skupił się na pracy. Chodzą pogłoski, że jest istną kopią swojego ojca.

Brandon nadal jest sam i dobrze mu tak. Naprawił kontakty z Sav. Cieszy się jej szczęściem z Rylandem.


---------------------------
Dziękuję wszystkim co czytali!
Blog, kończy się po 77 rozdziałach, prologu i epilogu, chociaż początkowo miał mieć tych rozdziałów 100.
Mam nadzieję, że historia się podobała i przeczytacie jeszcze jakąś pisaną przeze mnie.
Buziaczki :*
Wiki R5er

środa, 10 maja 2017

Rozdział 27 (77)

(10 lat później)

*Ryland*

Moja córka, po ukończeniu licencjatu, w końcu bierze ślub. Evelyn, wyrosła na dużą, śliczną kobietę i uniezależniła się ode mnie. Kupiła mały domek, pieska i zostawiła mnie z Willem i Allie. Gigi, podobnie jak ona wyprowadziła się na początku studiów.
Nadszedł dzień ślubu. Pomogłem córce w przygotowaniach. Biała suknia, welon, bukiet... Wszystko pomagałem wybrać. Przywiozłem Eve pod kościół na swoim motorze, gdzie czekał na nią jej ukochany Maxmillian. Chłopak naprawdę w porządku.
Równo o 16 wszedłem do świątyni i przyprowadziłem Evelyn pod ołtarz. Wzruszyłem się tą chwilą. Pamiętam jak była malutka i dopiero poznawała świat. A teraz? Jest dorosła i niebawem pewnie sama będzie miała dzieci. Usiadłem w pierwszej ławce, obok Brandona. Gigi i Lee byli świadkami. To cudowne, że tak się dogadują.
- Czy Ty, Evelyn Zaro Lynch, bierzesz sobie Maxmilliana... - ksiądz prowadził ceremonię jak za moich czasów.
Po drogiej stronie kościoła dostrzegłem Sav. Była tylko z nastoletnią już Christiną. Pojedyncze łzy smutku spłynęły po moich policzkach, łącząc się z tymi ze wzruszenia.

Po ceremonii w kościele odbywało się wesele. Tańce, jedzenie... Jak zwykle. Tuż po torcie Savannah udała się na balkon, więc wykorzystałem okazję, by z nią porozmawiać.
- Sav, ja nadal Cię kocham... - wyznałem na jednym oddechu.
Dziewczyna spojrzała mi w głęboko w oczy i nic nie mówiła. Staliśmy w ciszy, słysząc tylko bicia naszych serc, pragnących miłości i oddechy przyspieszone niezręczną sytuacją. Już chciałem się odwrócić i odejść, gdy stało się coś niespodziewanego. Sav chwyciła moją dłoń, przyciągnęła mnie bliżej i namiętnie pocałowała. Wplotła palce w moje włosy, a ja objąłem ją w talii.
- Ja też Cię kocham. Ta rozłąka mi to uświadomiła. - wyszeptała mi w usta i czule ucałowała.
- Uuu... Ryland i Savannah znów razem! - Ross ujrzał nas, stojąc w drzwiach i od razu zwrócił uwagę wszystkich. Zgromadzeni goście klaskali, a my całowaliśmy się bez po opamiętania. Zupełnie jak za początków naszej miłości.

sobota, 6 maja 2017

Rozdział 26 (76)

(kilka miesięcy później)

*Savannah*

Trzy tygodnie po porodzie nadszedł dzień rozprawy rozwodowej. Sędzia wysłuchał obu stron i zarządził krótką przerwę, a po niej ogłosił wyrok. Oczywiście otrzymaliśmy rozwód. Pozostała tylko sprawa córek.
- Zwracając uwagę na dobro dzieci, Evelyn Zara Lynch zostanie z ojcem. Natomiast Christina Sarah Lynch pozostanie przy matce. Taki podział wpływa na to iż żadna ze stron nie będzie płacić alimentów na dziecko. - ogłosił stary sędzia.
Szczęśliwa opuściłam sąd i udałam się do Thony'ego, by podzielić się dobrą wiadomością.

Tego wieczora zjedliśmy romantyczną kolację i obejrzeliśmy jakiś horror lecący w telewizji. Zasnęliśmy wtuleni w siebie na tapczanie w salonie.

Rankiem wybrałam się do brata. Był na mnie bardzo zły.
- Jak mogłaś!? On Cię kochał! - wydarł się na mnie.
- Nie będziesz mi mówił co powinnam, a czego nie! Taki brat to nie brat! - uderzyłam go z otwartej dłoni w lewy polik. - Znikaj z mojego życia raz na zawsze!
- Dobrze! A Ty znikaj z mojego! - wypchnął mnie za drzwi, które zatrzasnął zaraz za mną.
Całe moje życie się sypie... Ry, Brandon, Evelyn... Pewnie następny będzie Thony... Czemu los aż tak mnie kara!?

wtorek, 2 maja 2017

Rozdział 25 (75)

*Ryland*

Tego wieczora Will zorganizował imprezę z powodu mojej przeprowadzki do niego. Było sporo ludzi, w tym Brandon. Nigdzie jednak nie dostrzegłem Savannah.
- Co taki zmyślony? - spytał Ross siadając na blacie kuchennym tuż obok mnie.
- Tęsknię za Sav. To zbyt trudne dla mnie. - odparłem i upiłem łyk wina ze swojego kieliszka.
- Zawsze trudno jest podnieść się po stracie kogoś bliskiego, kogoś kogo kochaliśmy ponad życie... - odetchnął ciężko. Nadal nikogo nie znalazł, mimo iż od śmierci Courtney minęło tyle czasu...
- Wiesz co, idę do Brandona. Może on mi powie coś więcej na interesujący mnie temat. - zeskoczyłem z blatu i ruszyłem w tłum szukać znajomych czarnych loków.

Pół godziny później siedziałem z Brandonem w ogrodzie i patrzyłem w gwiazdy.
- Ta miłość nie miała szans... - mruknął pod nosem. - Savannah jest zbyt burzliwa, by stworzyć coś stałego. Ciągle się zakochuje, ciągle się kłóci. Taka się urodziła... - mówił dalej, nadal nie odwracając wzroku w moją stronę.
- Może i masz rację. - odparłem niezbyt pewien własnych słów. - Dzięki za wszystko. Jesteś cudownym przyjacielem. - przytuliłem go serdecznie.
- Nie masz za co dziękować Ryland. - uśmiechnął się. - A tak po za tym, Ty też jesteś super kumplem. Nie bez powodu się zakochałem. - powiedział, aż oboje się zaśmialiśmy.
Nasza relacja zawsze była zakręcona, ale nie sądziłem, że jeszcze kiedyś usłyszę od niego wyznania miłości. No cóż, życie zaskakuje... Zaskakuje nas każdego dnia...

piątek, 28 kwietnia 2017

Rozdział 24 (74)

*Ryland*

Usiadłem u Willa w salonie i czekałem aż przyjdzie. Allie zerkała na mnie ukradkiem, szykując w kuchni, oddzielonej on salonu półścianką, herbatę.
- Już jestem. - ojciec ucałował mnie w policzek i usiadł obok. - Pisałeś, że chcesz tu mieszkać.
- Właśnie tak. Savannah zażądała rozwodu i kazała mi się wyprowadzić. Z Evelyn. - odezwałem się, zdenerwowany memlając w dłoni przywieszkę z samolotem, którą dostałem kiedyś od taty Marka.
- Okay. Możecie się wprowadzić. - posłał mi szczery uśmiech. - A powiesz mi czemu nie wrócisz do domu, do rodziców?
- Ciasno tam... No bo policz... Rodzice, Riker z Vanni, Rydel... - wymieniałem wszystkich.
- Rzeczywiście ciasno. - stwierdził. - Pomóc Ci w przeprowadzce?
- Nie trzeba. Ross mi pomoże. - wstałem z kanapy i ruszyłem do drzwi. - A i jeszcze jedno. Co tu robi Allie? - spytałem się i odwróciłem twarzą do ojca.
- To moja nowa kobieta. Co z tego, że w twoim wieku i z córką. Grunt, że mnie kocha i nie jestem sam. - odparł, a ja się trochę zdziwiłem.
- Ah, i pomyśleć, że kiedyś chciała być ze mną... - zaśmiałem się.
- Pewnie to przez tę urodę von Boltonów. - dodał ze śmiechem. - Czyli spodziewać się Ciebie wieczorem? - upewnił się.
- Tak. Spakuję siebie i Eve i będziemy. - potwierdziłem i rzucając krótkie 'Do później', wyszedłem.

Po powrocie do domu zacząłem pakować swoje rzeczy.
- Ry, wyprowadzasz się? - usłyszałem głos Rossa za plecami.
- Tak. Będę mieszkał u ojca. - odparłem i dopiero zrozumiałem co powiedziałem.
- Przecież mieszkasz. - przykucnął obok mnie, by spojrzeć mi w oczy. - Chyba nie chcesz powiedzieć, że nie jesteś moim bratem?
- Ross, to trudne. Mamy tę samą mamę, ale innego ojca. Ty jesteś od taty Marka, ja od Willa. - wyjaśniłem. - Ale to i tak nie zmienia faktu, że jesteś moim bratem. Zawsze byłeś i zawsze nim będziesz. - przytuliłem się do niego. - Zawsze. - szepnąłem.
- Zawsze. - Ross również szepnął.
Taki brat jak Ross to skarb. Kochany, pomocny... Nigdy mnie nie zawiódł. Może i mamy różnych ojców, ale więź jaka nas łączy jest tak silna, że aż trudno to sobie wyobrazić.
- Dziękuję. Za wszystko. - powiedziałem, gdy odsunęliśmy się od siebie.
- Nie ma za co. Od tego jestem twoim bratem. - uśmiechnął się. - Pomóc Ci?
- Pewnie. Zawsze tak było. - odpowiedziałem mu i zabraliśmy się za pakowanie.

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Rozdział 23 (73)

*Ryland*

Zabrałem wszystkie rzeczy i razem z Evelyn przeprowadziłem się z powrotem do mamy. Ross serdecznie wyściskał nas od wejścia i pokazał pokoje. Ja miałem swój dawny, a Eve otrzymała nowy. Po rozpakowaniu, zasiedliśmy całą rodziną do stołu.
- Wszystko dobrze, Eve? – spytał ją Lee Ratliff.
- Nie. Rodzice się rozwodzą. – odparła.
- Ry serio? – spytał Ross.
- Niestety… - potwierdziłem.
- Jakoś dasz sobie radę. Masz nas. – Rydel podeszła do mnie i przytuliła.
- Jesteś Lynchem, więc na pewno sobie poradzisz. – dodał tata Mark, a ja pełen obaw spojrzałem na córkę czy mnie nie wyda.
- Tak, tak… - przytaknąłem – A możemy nie rozmawiać już o mnie?
- Pewnie. Pogadajmy o Rikerze. W końcu oświadczył się Vanni! – krzyknął Rocky.
- To gratuluję. – uśmiechnąłem się do brata. – Macie już datę ślubu? – dopytałem.
- Jutro idziemy jakąś zarezerwować… - Vanni opowiadała z pełną buzią.
Po jakiś 5 minutach jej gadania wyłączyłem się i zacząłem rozmyślać o tym co ostatnio wydarzyło się w moim życiu.

Wieczorem położyłem się spać, gdy przyszła do mojego pokoju Rydel.
- Ry, na pewno nie chcesz rozmawiać? - spytała siadając obok mnie.
- Nie jestem jeszcze gotowy. Potrzebuję trochę czasu. - odparłem i mocniej przytuliłem głowę do poduszki.
- Okay. Porozmawiamy jak będziesz gotowy. - pogłaskała mnie po głowie, ucałowała w czoło i wyszła.
Postanowiłem zasnąć i choć na chwilę zapomnieć o Sav i jej decyzji.

Z samego rana, zjadłem szybkie śniadanie i wybrałem się do Willa. Mieszkanie z rodzicami i rodzeństwem było fajne, ale ciasne. Stwierdziłem, że skoro Will jest moim ojcem, to bez problemu powinien mnie przyjąć. Zapytałem do jego drzwi i ujrzałem w nich wysoką dziewczynę. Znałem ją, ale nie umiałem przypomnieć sobie jej imienia.
- Ryland, Will na Ciebie czeka. Miło, że chcesz u nas zamieszkać. - powiedziała i wpuściła mnie do mieszkania.
- Allie, kto przyszedł? - usłyszałem głos von Boltona i wszystko sobie przypominałem. Allie ~ moja znajoma. Tylko co ona robi u mojego taty w domu...?

czwartek, 20 kwietnia 2017

Rozdział 22 (72)

(jakiś czas później)

*Ryland*

W końcu nadszedł dzień rozprawy.
- Ryland Lynch, proszę za mną. – oznajmił strażnik i zabrał mnie z celi na salę sądową.
Przesłuchano jeszcze raz świadków, przedstawiono nowe dowody w tej sprawie.
- Zarządzam dwadzieścia minut przerwy przed ogłoszeniem wyroku. – zarządził sędzia.
Opuściliśmy salę, ja oczywiście w kajdankach ze strażnikiem.
- Ryry, ja muszę Ci coś powiedzieć. – zaczęła Savannah. – Złożyłam pozew rozwodowy.
- Co!? Jak!? Ja się nie zgadzam! – zaprotestowałem.
- Ona tak tylko żartuje. – Brandon objął siostrę ramieniem. – I często kłamie. – dodał, za co dostał od Sav szturchnięcie w bok.
- A Ty jesteś nie lepszy. – odpowiedziała mu.
Savannah i Brandon · jak zwykle kochające się rodzeństwo, które lubi się droczyć… To akurat nic się nie zmieniło od dnia, w którym ich poznałem.

Przerwa minęła szybko. Nadszedł czas ogłoszenia ostatecznego wyroku.
- Panie Lynch, biorąc pod uwagę wszystkie dowody oraz zeznania świadków, zostaje pan uniewinniony. – ogłosił sędzia. – Jutro opuści pan celę.
To była najlepsza wiadomość jaką mogłem otrzymać. W końcu dołączę do rodziny.

Następnego dnia, z samego rana, opuściłem więzienie. Tom, mój kumpel z czasów szkoły, przyjechał po mnie swoim autem i pomógł dotrzeć do domu.
- Dzięki. – wyściskałem go pod swoim domem i zabrałem jedyną torbę, którą miałem. Zapas kawy wróci do Brandona, gdyż zbytnio za nią nie przepadam. – Już je… - nie dokończyłem, bo od wejścia zobaczyłem zapłakaną Evelyn. – Co się stało córeczko? – spytałem i mocno ją przytuliłem.
- Matka Cię zdradza i chce się rozwodzić… A ja nie chcę, aby nasza rodzina się rozpadła… - szlochała.
- Porozmawiam z mamą. Nie martw się niczym.
- A co z Christiną? Niebawem się urodzi i nie będzie znała Cię jako ojca…
- Tym też się nie przejmuj. Jestem Ry von Bolton i ze wszystkim sobie poradzę.
- Co? Von Bolton? A nie Lynch? – była zaskoczona.
- To długa historia. Lynch z taty Marka, von Bolton z biologicznego ojca. – odpowiedziałem. – Ale teraz to nieistotne. Teraz muszę odzyskać rodzinę. – ucałowałem ją w czoło i ruszyłem do sypialni.
- Wróciłem! – krzyknąłem od wejścia, a Savannah i Thony zaczęli się szybko ubierać.
- Ry to nie tak. Ja Cię nie zdradzam. – odezwała się. – Chcę rozwodu. A skoro pozew złożony, mogę robić co chcę.
- I dopiero mi mówisz? – prychnąłem. – Okrutna, zła i podła… Jak zrobić mi to mogłaś?
- Oh Ryland… Uczucie się wypaliło. Najwyższa pora na zmiany…
- Skoro tak, to zabieram Evelyn i się wyprowadzam! – zbiegłem po schodach słysząc jeszcze głos Sav wołający ‘I dobrze. Nie chcę tu tego darmozjada!’. – Eve, wyprowadzamy się! – oznajmiłem i zacząłem się pakować.