(jakiś czas później)
*Ryland*
W końcu nadszedł dzień
rozprawy.
- Ryland Lynch, proszę za
mną. – oznajmił strażnik i zabrał mnie z celi na salę sądową.
Przesłuchano jeszcze raz
świadków, przedstawiono nowe dowody w tej sprawie.
- Zarządzam dwadzieścia
minut przerwy przed ogłoszeniem wyroku. – zarządził sędzia.
Opuściliśmy salę, ja
oczywiście w kajdankach ze strażnikiem.
- Ryry, ja muszę Ci coś
powiedzieć. – zaczęła Savannah. – Złożyłam pozew rozwodowy.
- Co!? Jak!? Ja się nie
zgadzam! – zaprotestowałem.
- Ona tak tylko żartuje. –
Brandon objął siostrę ramieniem. – I często kłamie. – dodał, za co dostał od
Sav szturchnięcie w bok.
- A Ty jesteś nie lepszy. –
odpowiedziała mu.
Savannah i Brandon · jak
zwykle kochające się rodzeństwo, które lubi się droczyć… To akurat nic się nie
zmieniło od dnia, w którym ich poznałem.
Przerwa minęła szybko.
Nadszedł czas ogłoszenia ostatecznego wyroku.
- Panie Lynch, biorąc pod
uwagę wszystkie dowody oraz zeznania świadków, zostaje pan uniewinniony. –
ogłosił sędzia. – Jutro opuści pan celę.
To była najlepsza wiadomość
jaką mogłem otrzymać. W końcu dołączę do rodziny.
Następnego dnia, z samego
rana, opuściłem więzienie. Tom, mój kumpel z czasów szkoły, przyjechał po mnie
swoim autem i pomógł dotrzeć do domu.
- Dzięki. – wyściskałem go
pod swoim domem i zabrałem jedyną torbę, którą miałem. Zapas kawy wróci do
Brandona, gdyż zbytnio za nią nie przepadam. – Już je… - nie dokończyłem, bo od
wejścia zobaczyłem zapłakaną Evelyn. – Co się stało córeczko? – spytałem i
mocno ją przytuliłem.
- Matka Cię zdradza i chce
się rozwodzić… A ja nie chcę, aby nasza rodzina się rozpadła… - szlochała.
- Porozmawiam z mamą. Nie
martw się niczym.
- A co z Christiną? Niebawem
się urodzi i nie będzie znała Cię jako ojca…
- Tym też się nie przejmuj.
Jestem Ry von Bolton i ze wszystkim sobie poradzę.
- Co? Von Bolton? A nie
Lynch? – była zaskoczona.
- To długa historia. Lynch z
taty Marka, von Bolton z biologicznego ojca. – odpowiedziałem. – Ale teraz to
nieistotne. Teraz muszę odzyskać rodzinę. – ucałowałem ją w czoło i ruszyłem do
sypialni.
- Wróciłem! – krzyknąłem od
wejścia, a Savannah i Thony zaczęli się szybko ubierać.
- Ry to nie tak. Ja Cię nie
zdradzam. – odezwała się. – Chcę rozwodu. A skoro pozew złożony, mogę robić co
chcę.
- I dopiero mi mówisz? –
prychnąłem. – Okrutna, zła i podła… Jak zrobić mi to mogłaś?
- Oh Ryland… Uczucie się
wypaliło. Najwyższa pora na zmiany…
- Skoro tak, to zabieram
Evelyn i się wyprowadzam! – zbiegłem po schodach słysząc jeszcze głos Sav
wołający ‘I dobrze. Nie chcę tu tego
darmozjada!’. – Eve, wyprowadzamy się! – oznajmiłem i zacząłem się pakować.