*Savannah*
Spałam sobie spokojnie, gdy
nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Ubrałam szlafrok i kapcie. Zeszłam do salonu
i dalej poszłam przedpokojem. Zerknęłam przez 'oczko' i ujrzałam Brandona.
Otworzyłam drzwi i poczułam chłód jednej z ostatnich wiosennych nocy
- Czego chcesz? - warknęłam.
- Chciałem porozmawiać.
Mogę? - ręką wskazał środek mieszkania.
- O trzeciej w nocy!? Niby o
czym? - byłam wściekła.
- O tym co było wczoraj.
Przepraszam no. - zrobił minę zbitego szczeniaka
- Myślisz, że jedno
przepraszam wystarczy? Powiedziałeś, że już nie jestem twoją siostrą. Sorry,
ale teraz nie mam ochoty o tym rozmawiać. Wróć rano. - przymknęłam drzwi. - A
najlepiej wcale. - dodałam i zamknęłam je z trzaskiem. Zakluczyłam drzwi i
wróciłam do sypialni. Położyłam się na łóżku, schowałam twarz w poduszkach i
pozwoliłam łzom spływać po policzkach.
Wstałam wcześniej niż
zwykle. Wzięłam szybką kąpiel, ubrałam wygodne ubrania i zeszłam do kuchni.
Przyszykowałam śniadanie dla siebie i córki oraz kanapki dla niej do szkoły.
Właśnie jadłam płatki, gdy przyszła Evelyn.
- Cześć mamuś. - ucałowała
mnie w policzek i zasiadła naprzeciwko.
- Cześć Eve. - uśmiechnęłam
się do niej. - Gotowa do szkoły? - starałam się podtrzymać rozmowę. Ostatnim
czasem nasz kontakt się osłabia.
- Tak. Dziś mam dość luźny
dzień. - spuściła wzrok i zamieszała łyżką w płatkach.
- A co robisz po szkole? -
spytałam.
- Idę z Gigi i Lee na
urodziny do znajomej. - odpowiedziała. - Chyba nie masz nic przeciwko?
- Nie. Tylko wolę wiedzieć.
- wstałam od stołu i zaczęłam zmywać naczynia.
Gdy Evelyn wyszła do szkoły,
posprzątałam trochę w domu i zadzwoniłam do Thony'ego.
- Cześć. To, ja Sav. Chcesz
się spotkać? - zapytałam.
- Cześć słodziutka.
Oczywiście, że tak. Będę o piątej, bo mam jeszcze trochę pracy. - mówił szybko
i cicho.
- Okay. To do piątej.
- Do piątej. - rozłączył
się.
Wstałam z kanapy i poszłam o
przedpokoju. Ubrałam bluzę oraz trampki i wyszłam z mieszkania, wcześniej
dokładnie zamykając drzwi.
Po wizycie kontrolnej u
lekarza, wybrałam się do rodziców.
- Nie możesz tak wiecznie
ignorować Brandona. W końcu jest twoim bratem... - matka prawiła mi kazanie tak
długo, aż nie rzuciłam krótkiego 'No dobra' i nie poszłam do pokoju chłopaka.
- Mogę? - uchyliłam lekko
drzwi i wstawiłam łeb w szparę.
- Sav! - zerwał się z łóżka,
podbiegł do mnie i mocno przytulił. - Przepraszam Cię siostra. Bardzo
przepraszam. Kocham Cię. Jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu, oczywiście
na równi z mamą.
Odetchnęłam z ulgą. Nadal
mam brata, cudownego Brandona.
Siedziałam z bratem do
późnego wieczora.
- I zobacz... Tu ma główkę...
- pokazywałam Brandonowi nowe zdjęcie mojego dzieciątka.
- Aww... - zachwycał się. -
Ry to prawdziwy szczęściarz. Jak wróci będzie miał w domu trzy piękne
dziewczyny. Ciebie, Evelyn i... Jak zamierzasz ją nazwać? - zapytał, a ja na
chwilę zamilkłam.
Samo napomnienie o tym, że
Rylanda nie ma w domu, zabolało. Cierpię, okropnie cierpię. Czemu go skazali?
Czemu skazali niewinnego człowieka?
- Christina. To takie piękne
imię. - odpowiedziałam zdecydowana.
- Tak. To zdecydowanie
cudowne imię. - brat przytul mnie.
- Wiesz, przypomniało mi
się, że mam coś jeszcze do zrobienia. - poderwałam się z łóżka. - Muszę iść.
Jeszcze Cię odwiedzę. - cmoknęłam go w policzek i wyszłam.
Zapomniałam, że umówiłam się
z Thonym. Pewnie będzie wściekły...