niedziela, 14 maja 2017

Epilog

Równe dwa miesiące później Ryland i Savannah ponownie stanęli na ślubnym kobiercu. Złożyli przysięgę, która tym razem połączyła ich na zawsze.

Evelyn jest szczęśliwa mężatką, a Christina właśnie rozpoczęła naukę w Secondary School.

Will von Bolton świetnie dogaduje się z synem, a także z Allie i Gigi.

Stormie i Mark nadal są kochającymi się małżonkami, podobnie jak Rydel i Ellington oraz Riker i Vanni.

Lee, syn Rydellington, związał się z Gigi, ale do ślubu im się nie śpieszy.

Thony ostatecznie zrezygnował z Savannah i skupił się na pracy. Chodzą pogłoski, że jest istną kopią swojego ojca.

Brandon nadal jest sam i dobrze mu tak. Naprawił kontakty z Sav. Cieszy się jej szczęściem z Rylandem.


---------------------------
Dziękuję wszystkim co czytali!
Blog, kończy się po 77 rozdziałach, prologu i epilogu, chociaż początkowo miał mieć tych rozdziałów 100.
Mam nadzieję, że historia się podobała i przeczytacie jeszcze jakąś pisaną przeze mnie.
Buziaczki :*
Wiki R5er

środa, 10 maja 2017

Rozdział 27 (77)

(10 lat później)

*Ryland*

Moja córka, po ukończeniu licencjatu, w końcu bierze ślub. Evelyn, wyrosła na dużą, śliczną kobietę i uniezależniła się ode mnie. Kupiła mały domek, pieska i zostawiła mnie z Willem i Allie. Gigi, podobnie jak ona wyprowadziła się na początku studiów.
Nadszedł dzień ślubu. Pomogłem córce w przygotowaniach. Biała suknia, welon, bukiet... Wszystko pomagałem wybrać. Przywiozłem Eve pod kościół na swoim motorze, gdzie czekał na nią jej ukochany Maxmillian. Chłopak naprawdę w porządku.
Równo o 16 wszedłem do świątyni i przyprowadziłem Evelyn pod ołtarz. Wzruszyłem się tą chwilą. Pamiętam jak była malutka i dopiero poznawała świat. A teraz? Jest dorosła i niebawem pewnie sama będzie miała dzieci. Usiadłem w pierwszej ławce, obok Brandona. Gigi i Lee byli świadkami. To cudowne, że tak się dogadują.
- Czy Ty, Evelyn Zaro Lynch, bierzesz sobie Maxmilliana... - ksiądz prowadził ceremonię jak za moich czasów.
Po drogiej stronie kościoła dostrzegłem Sav. Była tylko z nastoletnią już Christiną. Pojedyncze łzy smutku spłynęły po moich policzkach, łącząc się z tymi ze wzruszenia.

Po ceremonii w kościele odbywało się wesele. Tańce, jedzenie... Jak zwykle. Tuż po torcie Savannah udała się na balkon, więc wykorzystałem okazję, by z nią porozmawiać.
- Sav, ja nadal Cię kocham... - wyznałem na jednym oddechu.
Dziewczyna spojrzała mi w głęboko w oczy i nic nie mówiła. Staliśmy w ciszy, słysząc tylko bicia naszych serc, pragnących miłości i oddechy przyspieszone niezręczną sytuacją. Już chciałem się odwrócić i odejść, gdy stało się coś niespodziewanego. Sav chwyciła moją dłoń, przyciągnęła mnie bliżej i namiętnie pocałowała. Wplotła palce w moje włosy, a ja objąłem ją w talii.
- Ja też Cię kocham. Ta rozłąka mi to uświadomiła. - wyszeptała mi w usta i czule ucałowała.
- Uuu... Ryland i Savannah znów razem! - Ross ujrzał nas, stojąc w drzwiach i od razu zwrócił uwagę wszystkich. Zgromadzeni goście klaskali, a my całowaliśmy się bez po opamiętania. Zupełnie jak za początków naszej miłości.

sobota, 6 maja 2017

Rozdział 26 (76)

(kilka miesięcy później)

*Savannah*

Trzy tygodnie po porodzie nadszedł dzień rozprawy rozwodowej. Sędzia wysłuchał obu stron i zarządził krótką przerwę, a po niej ogłosił wyrok. Oczywiście otrzymaliśmy rozwód. Pozostała tylko sprawa córek.
- Zwracając uwagę na dobro dzieci, Evelyn Zara Lynch zostanie z ojcem. Natomiast Christina Sarah Lynch pozostanie przy matce. Taki podział wpływa na to iż żadna ze stron nie będzie płacić alimentów na dziecko. - ogłosił stary sędzia.
Szczęśliwa opuściłam sąd i udałam się do Thony'ego, by podzielić się dobrą wiadomością.

Tego wieczora zjedliśmy romantyczną kolację i obejrzeliśmy jakiś horror lecący w telewizji. Zasnęliśmy wtuleni w siebie na tapczanie w salonie.

Rankiem wybrałam się do brata. Był na mnie bardzo zły.
- Jak mogłaś!? On Cię kochał! - wydarł się na mnie.
- Nie będziesz mi mówił co powinnam, a czego nie! Taki brat to nie brat! - uderzyłam go z otwartej dłoni w lewy polik. - Znikaj z mojego życia raz na zawsze!
- Dobrze! A Ty znikaj z mojego! - wypchnął mnie za drzwi, które zatrzasnął zaraz za mną.
Całe moje życie się sypie... Ry, Brandon, Evelyn... Pewnie następny będzie Thony... Czemu los aż tak mnie kara!?

wtorek, 2 maja 2017

Rozdział 25 (75)

*Ryland*

Tego wieczora Will zorganizował imprezę z powodu mojej przeprowadzki do niego. Było sporo ludzi, w tym Brandon. Nigdzie jednak nie dostrzegłem Savannah.
- Co taki zmyślony? - spytał Ross siadając na blacie kuchennym tuż obok mnie.
- Tęsknię za Sav. To zbyt trudne dla mnie. - odparłem i upiłem łyk wina ze swojego kieliszka.
- Zawsze trudno jest podnieść się po stracie kogoś bliskiego, kogoś kogo kochaliśmy ponad życie... - odetchnął ciężko. Nadal nikogo nie znalazł, mimo iż od śmierci Courtney minęło tyle czasu...
- Wiesz co, idę do Brandona. Może on mi powie coś więcej na interesujący mnie temat. - zeskoczyłem z blatu i ruszyłem w tłum szukać znajomych czarnych loków.

Pół godziny później siedziałem z Brandonem w ogrodzie i patrzyłem w gwiazdy.
- Ta miłość nie miała szans... - mruknął pod nosem. - Savannah jest zbyt burzliwa, by stworzyć coś stałego. Ciągle się zakochuje, ciągle się kłóci. Taka się urodziła... - mówił dalej, nadal nie odwracając wzroku w moją stronę.
- Może i masz rację. - odparłem niezbyt pewien własnych słów. - Dzięki za wszystko. Jesteś cudownym przyjacielem. - przytuliłem go serdecznie.
- Nie masz za co dziękować Ryland. - uśmiechnął się. - A tak po za tym, Ty też jesteś super kumplem. Nie bez powodu się zakochałem. - powiedział, aż oboje się zaśmialiśmy.
Nasza relacja zawsze była zakręcona, ale nie sądziłem, że jeszcze kiedyś usłyszę od niego wyznania miłości. No cóż, życie zaskakuje... Zaskakuje nas każdego dnia...

piątek, 28 kwietnia 2017

Rozdział 24 (74)

*Ryland*

Usiadłem u Willa w salonie i czekałem aż przyjdzie. Allie zerkała na mnie ukradkiem, szykując w kuchni, oddzielonej on salonu półścianką, herbatę.
- Już jestem. - ojciec ucałował mnie w policzek i usiadł obok. - Pisałeś, że chcesz tu mieszkać.
- Właśnie tak. Savannah zażądała rozwodu i kazała mi się wyprowadzić. Z Evelyn. - odezwałem się, zdenerwowany memlając w dłoni przywieszkę z samolotem, którą dostałem kiedyś od taty Marka.
- Okay. Możecie się wprowadzić. - posłał mi szczery uśmiech. - A powiesz mi czemu nie wrócisz do domu, do rodziców?
- Ciasno tam... No bo policz... Rodzice, Riker z Vanni, Rydel... - wymieniałem wszystkich.
- Rzeczywiście ciasno. - stwierdził. - Pomóc Ci w przeprowadzce?
- Nie trzeba. Ross mi pomoże. - wstałem z kanapy i ruszyłem do drzwi. - A i jeszcze jedno. Co tu robi Allie? - spytałem się i odwróciłem twarzą do ojca.
- To moja nowa kobieta. Co z tego, że w twoim wieku i z córką. Grunt, że mnie kocha i nie jestem sam. - odparł, a ja się trochę zdziwiłem.
- Ah, i pomyśleć, że kiedyś chciała być ze mną... - zaśmiałem się.
- Pewnie to przez tę urodę von Boltonów. - dodał ze śmiechem. - Czyli spodziewać się Ciebie wieczorem? - upewnił się.
- Tak. Spakuję siebie i Eve i będziemy. - potwierdziłem i rzucając krótkie 'Do później', wyszedłem.

Po powrocie do domu zacząłem pakować swoje rzeczy.
- Ry, wyprowadzasz się? - usłyszałem głos Rossa za plecami.
- Tak. Będę mieszkał u ojca. - odparłem i dopiero zrozumiałem co powiedziałem.
- Przecież mieszkasz. - przykucnął obok mnie, by spojrzeć mi w oczy. - Chyba nie chcesz powiedzieć, że nie jesteś moim bratem?
- Ross, to trudne. Mamy tę samą mamę, ale innego ojca. Ty jesteś od taty Marka, ja od Willa. - wyjaśniłem. - Ale to i tak nie zmienia faktu, że jesteś moim bratem. Zawsze byłeś i zawsze nim będziesz. - przytuliłem się do niego. - Zawsze. - szepnąłem.
- Zawsze. - Ross również szepnął.
Taki brat jak Ross to skarb. Kochany, pomocny... Nigdy mnie nie zawiódł. Może i mamy różnych ojców, ale więź jaka nas łączy jest tak silna, że aż trudno to sobie wyobrazić.
- Dziękuję. Za wszystko. - powiedziałem, gdy odsunęliśmy się od siebie.
- Nie ma za co. Od tego jestem twoim bratem. - uśmiechnął się. - Pomóc Ci?
- Pewnie. Zawsze tak było. - odpowiedziałem mu i zabraliśmy się za pakowanie.

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Rozdział 23 (73)

*Ryland*

Zabrałem wszystkie rzeczy i razem z Evelyn przeprowadziłem się z powrotem do mamy. Ross serdecznie wyściskał nas od wejścia i pokazał pokoje. Ja miałem swój dawny, a Eve otrzymała nowy. Po rozpakowaniu, zasiedliśmy całą rodziną do stołu.
- Wszystko dobrze, Eve? – spytał ją Lee Ratliff.
- Nie. Rodzice się rozwodzą. – odparła.
- Ry serio? – spytał Ross.
- Niestety… - potwierdziłem.
- Jakoś dasz sobie radę. Masz nas. – Rydel podeszła do mnie i przytuliła.
- Jesteś Lynchem, więc na pewno sobie poradzisz. – dodał tata Mark, a ja pełen obaw spojrzałem na córkę czy mnie nie wyda.
- Tak, tak… - przytaknąłem – A możemy nie rozmawiać już o mnie?
- Pewnie. Pogadajmy o Rikerze. W końcu oświadczył się Vanni! – krzyknął Rocky.
- To gratuluję. – uśmiechnąłem się do brata. – Macie już datę ślubu? – dopytałem.
- Jutro idziemy jakąś zarezerwować… - Vanni opowiadała z pełną buzią.
Po jakiś 5 minutach jej gadania wyłączyłem się i zacząłem rozmyślać o tym co ostatnio wydarzyło się w moim życiu.

Wieczorem położyłem się spać, gdy przyszła do mojego pokoju Rydel.
- Ry, na pewno nie chcesz rozmawiać? - spytała siadając obok mnie.
- Nie jestem jeszcze gotowy. Potrzebuję trochę czasu. - odparłem i mocniej przytuliłem głowę do poduszki.
- Okay. Porozmawiamy jak będziesz gotowy. - pogłaskała mnie po głowie, ucałowała w czoło i wyszła.
Postanowiłem zasnąć i choć na chwilę zapomnieć o Sav i jej decyzji.

Z samego rana, zjadłem szybkie śniadanie i wybrałem się do Willa. Mieszkanie z rodzicami i rodzeństwem było fajne, ale ciasne. Stwierdziłem, że skoro Will jest moim ojcem, to bez problemu powinien mnie przyjąć. Zapytałem do jego drzwi i ujrzałem w nich wysoką dziewczynę. Znałem ją, ale nie umiałem przypomnieć sobie jej imienia.
- Ryland, Will na Ciebie czeka. Miło, że chcesz u nas zamieszkać. - powiedziała i wpuściła mnie do mieszkania.
- Allie, kto przyszedł? - usłyszałem głos von Boltona i wszystko sobie przypominałem. Allie ~ moja znajoma. Tylko co ona robi u mojego taty w domu...?

czwartek, 20 kwietnia 2017

Rozdział 22 (72)

(jakiś czas później)

*Ryland*

W końcu nadszedł dzień rozprawy.
- Ryland Lynch, proszę za mną. – oznajmił strażnik i zabrał mnie z celi na salę sądową.
Przesłuchano jeszcze raz świadków, przedstawiono nowe dowody w tej sprawie.
- Zarządzam dwadzieścia minut przerwy przed ogłoszeniem wyroku. – zarządził sędzia.
Opuściliśmy salę, ja oczywiście w kajdankach ze strażnikiem.
- Ryry, ja muszę Ci coś powiedzieć. – zaczęła Savannah. – Złożyłam pozew rozwodowy.
- Co!? Jak!? Ja się nie zgadzam! – zaprotestowałem.
- Ona tak tylko żartuje. – Brandon objął siostrę ramieniem. – I często kłamie. – dodał, za co dostał od Sav szturchnięcie w bok.
- A Ty jesteś nie lepszy. – odpowiedziała mu.
Savannah i Brandon · jak zwykle kochające się rodzeństwo, które lubi się droczyć… To akurat nic się nie zmieniło od dnia, w którym ich poznałem.

Przerwa minęła szybko. Nadszedł czas ogłoszenia ostatecznego wyroku.
- Panie Lynch, biorąc pod uwagę wszystkie dowody oraz zeznania świadków, zostaje pan uniewinniony. – ogłosił sędzia. – Jutro opuści pan celę.
To była najlepsza wiadomość jaką mogłem otrzymać. W końcu dołączę do rodziny.

Następnego dnia, z samego rana, opuściłem więzienie. Tom, mój kumpel z czasów szkoły, przyjechał po mnie swoim autem i pomógł dotrzeć do domu.
- Dzięki. – wyściskałem go pod swoim domem i zabrałem jedyną torbę, którą miałem. Zapas kawy wróci do Brandona, gdyż zbytnio za nią nie przepadam. – Już je… - nie dokończyłem, bo od wejścia zobaczyłem zapłakaną Evelyn. – Co się stało córeczko? – spytałem i mocno ją przytuliłem.
- Matka Cię zdradza i chce się rozwodzić… A ja nie chcę, aby nasza rodzina się rozpadła… - szlochała.
- Porozmawiam z mamą. Nie martw się niczym.
- A co z Christiną? Niebawem się urodzi i nie będzie znała Cię jako ojca…
- Tym też się nie przejmuj. Jestem Ry von Bolton i ze wszystkim sobie poradzę.
- Co? Von Bolton? A nie Lynch? – była zaskoczona.
- To długa historia. Lynch z taty Marka, von Bolton z biologicznego ojca. – odpowiedziałem. – Ale teraz to nieistotne. Teraz muszę odzyskać rodzinę. – ucałowałem ją w czoło i ruszyłem do sypialni.
- Wróciłem! – krzyknąłem od wejścia, a Savannah i Thony zaczęli się szybko ubierać.
- Ry to nie tak. Ja Cię nie zdradzam. – odezwała się. – Chcę rozwodu. A skoro pozew złożony, mogę robić co chcę.
- I dopiero mi mówisz? – prychnąłem. – Okrutna, zła i podła… Jak zrobić mi to mogłaś?
- Oh Ryland… Uczucie się wypaliło. Najwyższa pora na zmiany…
- Skoro tak, to zabieram Evelyn i się wyprowadzam! – zbiegłem po schodach słysząc jeszcze głos Sav wołający ‘I dobrze. Nie chcę tu tego darmozjada!’. – Eve, wyprowadzamy się! – oznajmiłem i zacząłem się pakować.

niedziela, 16 kwietnia 2017

Rozdział 21 (71)

*Savannah*

Kolejnego dnia popołudniu Brandon przyjechał do mnie z Evelyn.
- Ktoś chciał przeprosić i wrócić. - oznajmił od wejścia.
- Eve, córeczko. Dobrze, że wróciłaś. - przytuliłam ją.
- Wróciłam, ale mam jeden warunek. Nie zdradzaj więcej taty Rylanda, dobrze?
- Dobrze. Musimy się skupić na nas i czekać aż tata wróci, bo podobno ma niebawem proces. Chcą go uniewinnić. - odparłam.
- Już znasz te dobre wieści? - córka spytała zaskoczona.
- Tak. W radiu mówili. Takie rzeczy szybko się rozchodzą. - powiedziałam i usiadłam na kanapę.

Tego wieczora nie spotkałam się z Thonym. Musiałam uśpić czujność Evelyn i Brandona.
- Jak myślisz, dowody wystarczą? - zapytałam brata, który dziś u mnie nocował
- Myślę, że niezbyt. To drugi raz, gdy coś takiego zrobił. Raz w twojej obronie, raz w obronie Eve... - zamilkł na chwilę. - Ale to nie było konieczne. Mógł inaczej to rozwiązać. - dodał.
- No może... Ale jeśli to zrobił to powinien za to zapłacić. Dobrze, że go skazali. - powiedziałam beznamiętnie.
- Odpowiada Ci to. Przynajmniej masz pretekst do zdrady. - wstał z kanapy. - Idę się położyć. Nie mam ochoty na kolejną kłótnię. - ruszył po schodach do pokoju.
Rozłożyłam się wygodnie i pogłaskałam po brzuchu.
- Widzisz Christina jaką masz rodzinę. Pokręconą, rozbitą... Ale nie martw się. Jakoś to się ułoży. - mówiłam spokojnie.
W sercu czułam, że wcale tak nie będzie. Uczucie do Rylanda się wypaliło, a Evelyn tego nie rozumie. Rozumiem, jest młoda i zżyta z ojcem, bo na początku miała tylko jego, ale to nie powód by tak mnie nie akceptować. Przez te piętnaście lat usłyszałam z jej ust może z pięć razy 'Kocham Cię'. Rani mnie to, bardzo rani... W sumie też dlatego szukam pocieszenia i zrozumienia u Thony'ego. Moze jego zboczony ojczulek traktował mnie jak traktował, to on jest inny. Poświęca mi więcej uwagi niż Ryland. Wszystkie te przeżycia pomogły mi podjąć decyzję. Decyzję o rozwodzie z Ryrym.

środa, 12 kwietnia 2017

Rozdział 20 (70)

*Ryland*

Dni mijały, a Savannah nie odwiedziła mnie ani razu. Siedziałem pod ścianą i myślałem co u niej, gdy przyszedł strażnik.
- Lynch, masz odwiedziny. - rzucił i otworzył celę.
Zaprowadził mnie do sali widzeń, gdzie dostrzegłem Willa.
- O Will. Miło Cię widzieć. - usiadłem obok niego.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Dobrze. Jakoś się przyzwyczajam. - odpowiedziałem. - Sprowadza Cię coś konkretnego?
- Tak. Chyba nadeszła najwyższa pora byś poznał prawdę... - zaczął, ale nie dokończył. Rozejrzał się wokół.
- Jaką prawdę? - byłem niecierpliwy.
- Jestem twoim ojcem Ry. - oznajmił, a ja otworzyłem usta ze zdziwienia.
- Ale jak to? - dopytywałem.
- Ja i Mark byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Pewnego razu wybraliśmy się na imprezę. Zabraliśmy też Stormie. Ja i twoja matka byliśmy dość pijani i nie do końca świadomi. Poszliśmy do toalety i tam... No wiesz. A później Stormie dowiedziała się, że jest w ciąży. Mark twierdził, że to jego dziecko, a ja nie chciałem psuć ich relacji i rozbijać rodziny, więc po prostu się usunąłem w cień. - opowiadał. - Gdy tylko zobaczyłem, że szukają fotografa dla R5, zgłosiłem się, bo chciałem Cię poznać, spędzić z Tobą trochę czasu. Czy nigdy nie zauważyłeś podobieństw między nami?
- Zauważyłem, ale stwierdziłem, że to zwykły przypadek. A jednak... - westchnąłem. - Chyba nie jest za późno, by odbudować relacje... - wstałem od stołu i przytuliłem Willa.
- Synku. - pogłaskał moje plecy.
- Tato. - pocałowałem jego polik.
Długo jeszcze trwaliśmy w uścisku, jednocześnie płacząc ze wzruszenia.

Po wizycie Willa, wpadła jeszcze Evelyn. Dyrektor szkoły znalazł dowody, więc jak najszybciej przyszła mnie powiadomić. Później przyszedł jeszcze Brandon. Gdy odpowiedziałem mu o wszystkim, uśmiechnął się serdecznie.
- To się ciesz człowieku. Masz dwóch nadzianych ojców, a niebawem wszystko się ułoży i zostaniesz uniewinniony. - stwierdził. Chciałbym, by miał rację, ale czy te dowody wystarczą?
- Wiem. - odpowiadam jednak. - A teraz mów co u Ciebie?
- Nawet dobrze. Evelyn przeprowadziła się do mnie, bo miała dość Thony'ego w waszym domu. Savannah jest jeszcze do zniesienia, a mała Christina zdrowo się rozwija. Także jest całkiem spoko. A teraz jeszcze ta dobra nowina od Ciebie... Lepiej być nie może. - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Cieszę się, że u moich bliskich jest dobrze. Mam też nadzieję, że niedługo znów będziemy razem.

Wieczorem, gdy wszyscy więźniowie już spali, leżałem i rozyślałem. Ryland Lynch czy Ryland von Bolton... Teraz będę mieć dylemat, ale chyba jednak nie wydam mamy i pozostanę Lynchem... A teraz druga sprawa. Będę miał drugą córkę, małą Christinę. Szkoda, że może mnie przy nich nie być. Czemu los aż tak mnie krzywdzi?

sobota, 8 kwietnia 2017

Rozdział 19 (69)

*Savannah*

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Thony, który siedział na schodach, zapewne od siedemnastej, wstał.
- Zapomniałaś o mnie, malutka? - spytał i przyciągnął mnie do siebie.
- Zasiedziałam się u brata. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Ale już jestem. - otworzyłam drzwi i wpuściłam chłopaka do domu. - Evelyn jest u koleżanki, więc nie masz się co obawiać. Nikt nas nie nakryje. - zmysłowo przejechałam palcem po jego torsie.
- To dobrze, Ty moja ślicznotko. - pocałował mnie namiętnie.
Później wszystko poszło szybko. Zdjeliśmy, a raczej zerwaliśmy z siebie ubrania i położyliśmy się na kanapie w salonie.
Zbawialiśmy się w najlepsze, gdy usłyszałam dźwięk odkluczania drzwi. Zaczęliśmy ubierać się w biegu, ale Evelyn i tak zdążyła przyłapać prawie nagich.
- Córeczko, to nie tak. - naciągnęłam sukienkę i ruszyłam za Eve do jej pokoju. - To nie tak. Proszę, wysłuchaj mnie. - drapnęłam w zamknięte drzwi.
- Nie. Jak możesz zdradzać tatę Rylanda? Wszystko mu powiem. Wszystko, aż Cię zostawi! - ciągnęła nosem, wyraźnie to słyszałam.
- Ale Evelyn... Przez piętnaście lat uczucie między mną a tatą wygasło... - zaczęłam jej tłumaczyć.
- Ale ten cały Thony nie przestał Cię kręcić! Powiem wszystko tacie i zamieszkam u wuja Brandona dopóki nie wróci! - krzyczała przez drzwi.
- Ale... - chciałam dodać coś jeszcze
- Odejdź już! Chcę być sama! - przerwała mi.
Odsunęłam się od drzwi i wróciłam do Thony'ego.
- Zupełnie nie radzę sobie z Evelyn... - westchnęłam. - Już nie wyobrażam sobie co to będzie, gdy pojawi się druga córka...
- Pomogę Ci. - zaoferował. - Wiesz, jak bardzo lubię dzieci...
- Okay. I nie próbuj się potem wykręcać. - cmoknęłam go w policzek. - Idziemy kontynuować? - zmysłowo dotknęłam palcem jego ust.
- Jak najbardziej. - wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
Rzuciliśmy się na łóżko i tam kontynuowaliśmy to co przerwała nam Evelyn.

wtorek, 4 kwietnia 2017

Rozdział 18 (68)

*Savannah*

Spałam sobie spokojnie, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Ubrałam szlafrok i kapcie. Zeszłam do salonu i dalej poszłam przedpokojem. Zerknęłam przez 'oczko' i ujrzałam Brandona. Otworzyłam drzwi i poczułam chłód jednej z ostatnich wiosennych nocy
- Czego chcesz? - warknęłam.
- Chciałem porozmawiać. Mogę? - ręką wskazał środek mieszkania.
- O trzeciej w nocy!? Niby o czym? - byłam wściekła.
- O tym co było wczoraj. Przepraszam no. - zrobił minę zbitego szczeniaka
- Myślisz, że jedno przepraszam wystarczy? Powiedziałeś, że już nie jestem twoją siostrą. Sorry, ale teraz nie mam ochoty o tym rozmawiać. Wróć rano. - przymknęłam drzwi. - A najlepiej wcale. - dodałam i zamknęłam je z trzaskiem. Zakluczyłam drzwi i wróciłam do sypialni. Położyłam się na łóżku, schowałam twarz w poduszkach i pozwoliłam łzom spływać po policzkach.

Wstałam wcześniej niż zwykle. Wzięłam szybką kąpiel, ubrałam wygodne ubrania i zeszłam do kuchni. Przyszykowałam śniadanie dla siebie i córki oraz kanapki dla niej do szkoły. Właśnie jadłam płatki, gdy przyszła Evelyn.
- Cześć mamuś. - ucałowała mnie w policzek i zasiadła naprzeciwko.
- Cześć Eve. - uśmiechnęłam się do niej. - Gotowa do szkoły? - starałam się podtrzymać rozmowę. Ostatnim czasem nasz kontakt się osłabia.
- Tak. Dziś mam dość luźny dzień. - spuściła wzrok i zamieszała łyżką w płatkach.
- A co robisz po szkole? - spytałam.
- Idę z Gigi i Lee na urodziny do znajomej. - odpowiedziała. - Chyba nie masz nic przeciwko?
- Nie. Tylko wolę wiedzieć. - wstałam od stołu i zaczęłam zmywać naczynia.

Gdy Evelyn wyszła do szkoły, posprzątałam trochę w domu i zadzwoniłam do Thony'ego.
- Cześć. To, ja Sav. Chcesz się spotkać? - zapytałam.
- Cześć słodziutka. Oczywiście, że tak. Będę o piątej, bo mam jeszcze trochę pracy. - mówił szybko i cicho.
- Okay. To do piątej.
- Do piątej. - rozłączył się.
Wstałam z kanapy i poszłam o przedpokoju. Ubrałam bluzę oraz trampki i wyszłam z mieszkania, wcześniej dokładnie zamykając drzwi.

Po wizycie kontrolnej u lekarza, wybrałam się do rodziców.
- Nie możesz tak wiecznie ignorować Brandona. W końcu jest twoim bratem... - matka prawiła mi kazanie tak długo, aż nie rzuciłam krótkiego 'No dobra' i nie poszłam do pokoju chłopaka.
- Mogę? - uchyliłam lekko drzwi i wstawiłam łeb w szparę.
- Sav! - zerwał się z łóżka, podbiegł do mnie i mocno przytulił. - Przepraszam Cię siostra. Bardzo przepraszam. Kocham Cię. Jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu, oczywiście na równi z mamą.
Odetchnęłam z ulgą. Nadal mam brata, cudownego Brandona.

Siedziałam z bratem do późnego wieczora.
- I zobacz... Tu ma główkę... - pokazywałam Brandonowi nowe zdjęcie mojego dzieciątka.
- Aww... - zachwycał się. - Ry to prawdziwy szczęściarz. Jak wróci będzie miał w domu trzy piękne dziewczyny. Ciebie, Evelyn i... Jak zamierzasz ją nazwać? - zapytał, a ja na chwilę zamilkłam.
Samo napomnienie o tym, że Rylanda nie ma w domu, zabolało. Cierpię, okropnie cierpię. Czemu go skazali? Czemu skazali niewinnego człowieka?
- Christina. To takie piękne imię. - odpowiedziałam zdecydowana.
- Tak. To zdecydowanie cudowne imię. - brat przytul mnie.
- Wiesz, przypomniało mi się, że mam coś jeszcze do zrobienia. - poderwałam się z łóżka. - Muszę iść. Jeszcze Cię odwiedzę. - cmoknęłam go w policzek i wyszłam.
Zapomniałam, że umówiłam się z Thonym. Pewnie będzie wściekły...

piątek, 31 marca 2017

Rozdział 17 (67)

(bonus)

*Brandon*

Wściekły wróciłem do rodzinnego domu. Nie rozumiem, czemu Savannah się tak zachowuje. Zawsze upominała mnie, że należy być wiernym, a teraz sama zdradza Ryry'ego.
- I co z Rylandem? - spytała z przejęciem moja matka.
- Skazali go na dziesięć lat, ale nadal wierzę, że udowodnią jego niewinność. - odparłem i zajrzałem do lodówki. Wyciągnąłem jabłko i spojrzałem na rodzicielkę.
- Biedny. - mama stwierdziła coś, co jest oczywiste.
- Na dodatek Sav go zdradza. - zacisnąłem rękę na blacie kuchennym.
Matka popatrzyła tylko z politowaniem i wróciła do gotowania obiadu.

Po obiedzie wybrałem się w 'odwiedziny' do Rylanda. Usiadłem w sali widzeń i czekałem. Lynch pojawił się po chwili.
- Brandon? - spytał wyraźnie zaskoczony.
- Tak. Chciałem z Tobą porozmawiać. - oznajmiłem.
- O czym?
- O... - zacząłem się zastanawiać czy dobrze robię. - O tym co dalej.
- Nie ma o czym rozmawiać. Przyszłość jest oczywista. - Ry wstał od stołu i ruszył do wyjścia.
- Nie chcesz wiedzieć co się dzieje z Sav, Evelyn i waszym dzieckiem? - zawołałem za nim. - Nie interesuje Cię jak się utrzymają? Jak Sav da sobie radę? Nie interesuje Cię to?
- Może. - usiadł z powrotem. - Dobra, tak. Wiesz, jest mi trudno...
- To będę informował Cię na bieżąco. - posłałem mu szczery uśmiech. - Zobaczysz, wszystko się ułoży.
- Dzięki za wsparcie. - Ryland odwzajemnił uśmiech.

Po wizycie u Ryry'ego zamknąłem się w swoim pokoju. Położyłem się na łóżku z papierosem w ręku i rozmyślałem...

Papieros w dłoni cicho zgasł, siedzę sam, późno już. Za oknem księżyc siedzi sam i dobrze mu tak, jest nas dwóch. Znów próbuje cofnąć czas i boję się, że nie zmienię nic.

Rzuciłem niedopałek do popielniczki. Moje myśli same kierowały się na sytuację Rylanda. Myślałem o sobie i nim... Razem... Kocham go, ale wiem, że nie mogę zabrać go Sav.

I boję się każdego dnia, że pęknie nam pod nogami lód. I co po drodze czeka nas nie chcę myśleć już.

Nieważne co nadchodzi, chcesz tego czy nie. Nie zawsze będzie tak.
Wstaje nowy dzień i właśnie o to chodzi, o to chodzi wiem...

Przymknąłem oczy. Zobaczyłem Sav. Całą naszą kłótnię...

Przepraszam Cię ostatni raz, więcej tak nie chcę już się czuć. Zamykam oczy la la la i czekam na twój ruch. A jeśli pójdzie coś nie tak i siebie znać nie będziemy już? Nie powiem jak mi Ciebie brak, bo nie ma takich słów.

Nieważne co nadchodzi, chcesz tego czy nie. Nie zawsze będzie tak.
Wstaje nowy dzień i właśnie o to chodzi, o to chodzi wiem...

Wstałem z łóżka i zacząłem się ubierać. Musiałem jak najszybciej przeprosić Savannah. Wsiadłem do auta i ruszyłem. W radiu usłyszałem, że jest już trzecia w nocy, ale nie to było ważne. Ważne było to by przeprosić Sav.

Nieważne co nadchodzi, chcesz tego czy nie. Nie zawsze będzie tak.
Wstaje nowy dzień i właśnie o to chodzi, o to chodzi wiem... O to chodzi wiem...

poniedziałek, 27 marca 2017

Rozdział 16 (66)

*Savannah*

- Sav! Już jestem! - usłyszałam Brandona.
Szybko ubrałam sukienkę i wygoniłam Thony'ego przez okno. Zeszłam do salonu i posłałam bratu sztuczny uśmiech.
- I jak? Ile dostał? - spytałam, udając zainteresowanie.
- Dziesięć lat. - Brandon odpowiedział wyraźnie poirytowany moim udawanym zainteresowaniem i wyciągnął szklankę z szafki. Postawił ją na blacie i nalał do niej wody. - Przyznaj, Ry już Cię nie obchodzi. - spojrzał mi w oczy.
- To nie tak. Kocham go, ale potrzebuję ktoś, kto zadba o mnie, Evelyn i maluszka, który niebawem przyjdzie na świat. - pogłaskałam się po brzuszku.
- I dlatego zdradzasz Rylanda? - zapytał pretensjonalnie i upił łyk wody.
- Ugh... - westchnęłam. - Ja go nie zdradzam. Thony to tylko przyjaciel. - wyjaśniłam po chwili.
- Tylko przyjaciel... - mruknął pod nosem brat. - Przyjaciel od łóżka, kasy i nie wiadomo jeszcze czego! - wydarł się.
- Nie krzycz na mnie. Nie mogę się stresować, bo zaszkodzę dziecku. - zrobiłam minę zbitego szczeniaka. - Kocham Ryry'ego i cokolwiek się stanie będę na niego czekać. - oznajmiłam stanowczo i wyszłam z kuchni.
- Uciekasz od rozmowy, czyli coś ukrywasz. - Brandon stanął w progu i spojrzał na mnie spojrzeniem pt. 'Nic przede mną nie ukryjesz'.
- Tak, ukrywam. Wiele ukrywam, wiele kłamię... Ale Ty jesteś jeszcze gorszy! - stanęłam twarzą w twarz z bratem.
- Ja!? Ja jestem gorszy!? To Ty dałaś się przyłapać na kłamstwie! - uderzył mnie w polik.
- A Ty bijesz kobiety! W tym własną siostrę! - pozwoliłam łzom swobodnie spływać po twarzy.
- Przestałaś być dla mnie siostrą i kobietą w dniu, kiedy zraniłaś Rylanda! - odwrócił się i wyszedł.
Osunęłam się po ścianie. Straciłam męża, brat się ode mnie odwrócił, córka się buntuje, a kochanek nie umie pocieszyć. Chyba pora skończyć z sobą... Pora skończyć tą grę. Teraz jest 'Game over', a nie 'Next level'.

czwartek, 23 marca 2017

Rozdział 15 (65)

*Ryland*

Wszedłem na salę rozpraw i rozejrzałem się. Byli moi rodzice, Evelyn, Will, Andre i Brandon, ale nie Savannah. Może się gorzej poczuła.
Rozprawa się rozpoczęła od wypytania mnie o szczegóły.
- Panie Lynch, czy przyznaje się pan do zarzucanego panu czynu? - spytał sędzia, po krótkim przedstawieniu sprawy.
- Tak, przyznaje się do zarzucanego mi czynu, jednocześnie zastrzegając, że zrobiłem to w obronie córki. - odpowiedziałem, bo jak to mówił Platon 'Tylko uczciwe życie jest szczęśliwe'.

Przesłuchano jeszcze kilku świadków i zarządzono przerwę. Evelyn chciała do mnie podejść, jednak strażnicy jej nie pozwolili.
- Mama Savannah szła dziś się spotkać z tym całym Thonym! - oznajmiła z odległości.
Zabolało mnie to, mocno zabolało. Jak mogła tak szybko znaleźć sobie pocieszenie w ramionach innego?
Z drugiej strony, to by wyjaśniało czemu nie ma ani jej ani Thony'ego, który jako syn tego WF-isty powinien tu być. Ten gnojek postanowił ukraść moją żonę!
- Co? - spytałem. - Savannah mnie zdradza?
- Tak Ry. Trwa to tak od pół roku. - Brandon włączył się do rozmowy.
- Nie! Nie! Nie! To nie może być prawda! - załamany usiadłem na swoim miejscu, schowałem twarz w dłoniach i się rozpłakałem. Jak ona mogła mi to zrobić!? Jak!?

Po przerwie ogłoszono wyrok. Skazano mnie na dziesięć lat więzienia. Wyprowadzono mnie z sali rozpraw i doprowadzono do więziennej celi. Usiadłem pod ścianą, skuliłem się i rozpłakałem. Dziesięć lat więzienia = nie będę przy Savannah, gdy bedzie rodzić, nie będę widział jak moje dziecko dorasta, nie będę na słodkiej szesnastce Evelyn, ludzie zapomną o DJ Rylandzie... Straciłem wszystko... Straciłem miłość, rodzinę, pracę... Jestem teraz tylko zabójcą, nic niewartym człowiekiem.

niedziela, 19 marca 2017

Rozdział 14 (64)

(jakiś czas później)

*Ryland*

Siedziałem oparty pod ścianą w areszcie i przypominałem sobie dawne czasy.

Państwo Hudson wyjechali na krótkie wakacje, a Savannah poszła do Rydel na tea party, więc Brandon zaprosił mnie do domu. Siedzieliśmy w jego pokoju, słuchaliśmy nowych piosenek The Heirs, rozmawialiśmy, śmialiśmy się i popijaliśmy czerwone wino. Wszystko było jak zwykle... Tylko do pewnego momentu...

Miałem zbierać się do domu, ale Brandon chwycił mnie za rękę i przyciągnął go siebie.
- Ja... Cię... Kocham... - wybełkotał. - Chyba... - dodał i cmoknął mnie w usta.
Wiedziałem, że był pijany, ale mimo to brzmiał wiarygodnie.
- Zostań jeszcze trochę... - poprosił.
- Hmm... Zgoda. - odpowiedziałem i usiadłem na brzegu łóżka.
Chłopak podał mi jeszcze jedną lampkę wina, sam usiadł obok ze swoją. Wznowiliśmy rozmowę.

Minęło jakieś pół godziny. Zdecydowałem się przenocować u niego, bo byłem zbyt pijany na jazdę motorem, ale... Był to jeden wielki błąd...

Gdy tylko położyłem się na łóżku, Brandon przytulił się do mnie. Nie przeszkadzało mi to, dopóki nie nachylił się nade mną i nie zaczął mnie całować. Najpierw powoli i delikatnie, później coraz namiętniej i zachłanniej. Mój język igrał z jego, a jego z moim. Moje ręce zdejmowały jego ubrania, a jego moje. Zostaliśmy nago. Pieściliśmy się, całowaliśmy... Było cudownie, mimo tych stereotypów, że facetowi z facetem miło nie będzie.

W momencie, w którym właśnie mieliśmy skończyć, Savannah weszła do pokoju Brandona.
- Co to ma znaczyć!? Wy!? Razem!? - krzyknęła zdziwiona i zła. - Nienawidzę Was! Nienawidzę! - wybiegła z płaczem, a ja szybko poderwałem się z łóżka.
Ubrałem się w trybie ekspresowym i skierowałem do pokoju Sav. Zapukałem lekko do drzwi, ale nie usłyszałem odpowiedzi, więc wszedłem 'bez zaproszenia'.
- Żabciu moja... - zacząłem, ale dziewczyna mi przerwała.
- Wynoś się. - warknęła.
Nie poddałem się. Usiadłem na brzegu jej łóżka i delikatnie złapałem za dłoń.
- Wysłuchaj mnie proszę... - zrobiłem smutną minę.
- Puść mnie! - krzyknęła mi prosto w twarz. Niechętnie puściłem jej dłoń. - Nigdy! Więcej! Mnie! Nie! Zranisz! - wysyczała.
- Nawet nie mam takiego zamiaru. - oznajmiłem. - Przepraszam no... - zrobiłem smutne oczka.
- Nie chcę żadnych przeprosin! Nie chcę Cię znać! - odepchnęła mnie.
Zrezygnowany opuściłem jej pokój. Od tej pory unikaliśmy się aż do wydarzeń z WF-istą...

- Ryland Lynch, idziemy. Zaraz proces. - jeden ze strażników przerwał moje wspomnienie.
Wstałem z podłogi, poprawiłem ubranie i włosy, a następnie ruszyłem za strażnikiem.
- Nie musisz zakładać mi kajdanek. Nie mam zamiaru uciekać, bo wiem co zrobiłem i jakie są tego konsekwencje. - rzuciłem jeszcze i skierowałem się do odpowiedniego budynku.
Nie wierzę, że za chwilę mogę zostać skazany za zabicie takiego zboczeńca... Jak widać, trzeba pokonać długą i trudną drogę do szczęścia.