*Ryland*
Dni mijały, a Savannah nie
odwiedziła mnie ani razu. Siedziałem pod ścianą i myślałem co u niej, gdy
przyszedł strażnik.
- Lynch, masz odwiedziny. - rzucił
i otworzył celę.
Zaprowadził mnie do sali
widzeń, gdzie dostrzegłem Willa.
- O Will. Miło Cię widzieć.
- usiadłem obok niego.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Dobrze. Jakoś się
przyzwyczajam. - odpowiedziałem. - Sprowadza Cię coś konkretnego?
- Tak. Chyba nadeszła
najwyższa pora byś poznał prawdę... - zaczął, ale nie dokończył. Rozejrzał się
wokół.
- Jaką prawdę? - byłem
niecierpliwy.
- Jestem twoim ojcem Ry. -
oznajmił, a ja otworzyłem usta ze zdziwienia.
- Ale jak to? - dopytywałem.
- Ja i Mark byliśmy
najlepszymi przyjaciółmi. Pewnego razu wybraliśmy się na imprezę. Zabraliśmy
też Stormie. Ja i twoja matka byliśmy dość pijani i nie do końca świadomi.
Poszliśmy do toalety i tam... No wiesz. A później Stormie dowiedziała się, że
jest w ciąży. Mark twierdził, że to jego dziecko, a ja nie chciałem psuć ich
relacji i rozbijać rodziny, więc po prostu się usunąłem w cień. - opowiadał. -
Gdy tylko zobaczyłem, że szukają fotografa dla R5, zgłosiłem się, bo chciałem
Cię poznać, spędzić z Tobą trochę czasu. Czy nigdy nie zauważyłeś podobieństw
między nami?
- Zauważyłem, ale
stwierdziłem, że to zwykły przypadek. A jednak... - westchnąłem. - Chyba nie
jest za późno, by odbudować relacje... - wstałem od stołu i przytuliłem Willa.
- Synku. - pogłaskał moje
plecy.
- Tato. - pocałowałem jego
polik.
Długo jeszcze trwaliśmy w
uścisku, jednocześnie płacząc ze wzruszenia.
Po wizycie Willa, wpadła
jeszcze Evelyn. Dyrektor szkoły znalazł dowody, więc jak najszybciej przyszła
mnie powiadomić. Później przyszedł jeszcze Brandon. Gdy odpowiedziałem mu o
wszystkim, uśmiechnął się serdecznie.
- To się ciesz człowieku.
Masz dwóch nadzianych ojców, a niebawem wszystko się ułoży i zostaniesz
uniewinniony. - stwierdził. Chciałbym, by miał rację, ale czy te dowody
wystarczą?
- Wiem. - odpowiadam jednak.
- A teraz mów co u Ciebie?
- Nawet dobrze. Evelyn
przeprowadziła się do mnie, bo miała dość Thony'ego w waszym domu. Savannah
jest jeszcze do zniesienia, a mała Christina zdrowo się rozwija. Także jest
całkiem spoko. A teraz jeszcze ta dobra nowina od Ciebie... Lepiej być nie
może. - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Cieszę się, że u moich
bliskich jest dobrze. Mam też nadzieję, że niedługo znów będziemy razem.
Wieczorem, gdy wszyscy
więźniowie już spali, leżałem i rozyślałem. Ryland Lynch czy Ryland von
Bolton... Teraz będę mieć dylemat, ale chyba jednak nie wydam mamy i pozostanę
Lynchem... A teraz druga sprawa. Będę miał drugą córkę, małą Christinę. Szkoda,
że może mnie przy nich nie być. Czemu los aż tak mnie krzywdzi?
Mój fav rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekałam na to ;)
Buziaki i jeszcze bardziej next next next!