*Savannah*
Rano obudziłam się i
zobaczyłam Rylanda, który siedział na brzegu łóżka i trzymał tacę ze
śniadaniem.
- Dzień dobry księżniczko. -
ucałował mnie w policzek.
- Dzień dobry aniołku. -
cmoknęłam go w usta.
- Przygotowałem śniadanko.
Smacznego. - przysunął tacę bliżej mnie.
- Smacznego. -
odpowiedziałam mu i dopiero wtedy zabraliśmy się za jedzenie.
- Mhm. Naprawdę dobre. -
pochwaliłam pracę męża.
- Oh dzięki. Miło, że to
doceniasz. - złożył na moich ustach czuły pocałunek.
Ah, jak ja go kocham. Teraz
jestem pewna, że dobrze zrobiłam wybaczając mu, bo nie wyobrażam sobie życia
bez niego.
Po śniadaniu wybraliśmy się
do rodziny Rylanda. Mieliśmy tylko odebrać małą Evelyn, a zostaliśmy na obiad.
- Jak się czujesz jako pani
Lynch? - zagadnęła Rydel.
- Dobrze. Cieszę się, że w
końcu jestem z Ryrym. - odpowiedziałam.
- A Ty, Ryland? Jak tam rola
męża? - zwróciła się do brata.
- Rola męża znakomicie. -
wtrąciłam. - Przygotował mi śniadanko.
- I zawsze tak będzie. -
dodał Ry, a ja posłałam mu uśmiech. Ukochany objął mnie ramieniem. - A co w
twoim małżeństwie Rydel? - spytał.
- Znakomicie. Przecież
wiesz, że ja, Ell i mały Lee jesteśmy szczęśliwi. - Ryd pocałowała męża w
policzek.
Zapomniałabym wspomnieć.
Kilka tygodni temu urodził się im synek. Mały Lee Ratliff. Trzeba przyznać, że
jest naprawdę uroczy.
Miło spędziliśmy dzień u
rodziny Rylanda. Późnym wieczorem wróciliśmy do domu. Ry zajął się małą, bo
byłam tak zmęczona, że od razu zasnęłam. W nocy czułam tylko ciepłe ciało
Rylanda, przytulnego do moich pleców.
Taki rozdział przejściowy chyba, bo niewiele się działo...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na next.