*Ryland*
Następnego ranka odwiedziła
nas Allie z małą Gigi uroczo śpiącą w wózku.
- Brandon wyrzucił mnie z
domu... - pociągnęła nosem i wtuliła się we mnie.
Tego się spodziewałem. Skoro
Brandon ją wyrzucił to przyjdzie do mnie, bo rodzice jej nie chcą znać.
Biedactwo.
- Już dobrze. - pogłaskałem
jej głowę. - Wszystko się ułoży. Porozmawiaj z rodzicami, może Cię przyjmą z
powrotem...
- A czemu nie mogę zostać u
Ciebie? Przecież jesteś samotnym ojcem, a ja samotną matką. Moglibyśmy, no
wiesz, spróbować. - wlepiła wzrok we mnie.
- Nie moglibyśmy. Savannah wróciła.
- oznajmiłem sucho, a dziewczyna tylko popatrzyła na mnie zdziwiona. - Brandon
Ci nie powiedział? - zapytałem, choć odpowiedź była jasna.
- No nie powiedział. -
wyraźnie posmutniała. - To ja już pójdę. - wzięła wózek z Gigi i mimo tego, że
chciałem ją zatrzymać, wyszła.
Przy śniadaniu panowała
napięta atmosfera. Chyba Savannah podsłuchiwała, ale nie dokładnie i jest teraz
zła lub zazdrosna.
- O co chodzi kotuś? -
spytałem, no nie mogłem znieść tej ciszy.
- O nic. - mruknęła pod
nosem i ugryzła swoją bułkę.
- Ale widzę, że coś jest nie
tak. - złapałem jej dłoń, ale szybko ją wyrwała.
- Nic mi nie jest. Po prostu
jestem zazdrosna. - odwróciła głowę.
- O Allie?
- Tak. O nią.
- Nic mnie z nią nie łączy.
To tylko koleżanka z byłej klasy. Nic więcej. - delikatnie chwyciłem Savannah
za podbródek i obróciłem w swoją stronę. Złożyłem na jej ustach czuły
pocałunek.
- Oh Ry... - westchnęła. -
Już okay. Po prostu długo byliśmy osobno i stałam się teraz taka samolubna. -
pocałowała mnie, a ja od razu się uśmiechnąłem.
Zdecydowanie wolę taką
milutką Sav.
Jak widać życie nie zawsze
jest kolorowe. Czasami jest dla nas okrutne. Ale cóż na to poradzić... Chyba
nauczyć się z tym żyć i nie przejmować się porażkami.
Rady życiowe Ry'a wymiatają!
OdpowiedzUsuńA Sav zdecydowanie lepiej w wersji słodziutkiej :)
Pozdrawiam i czekam.