środa, 1 lutego 2017

Rozdział 4 (54)

*Ryland*

Następnego ranka odwiedziła nas Allie z małą Gigi uroczo śpiącą w wózku.
- Brandon wyrzucił mnie z domu... - pociągnęła nosem i wtuliła się we mnie.
Tego się spodziewałem. Skoro Brandon ją wyrzucił to przyjdzie do mnie, bo rodzice jej nie chcą znać. Biedactwo.
- Już dobrze. - pogłaskałem jej głowę. - Wszystko się ułoży. Porozmawiaj z rodzicami, może Cię przyjmą z powrotem...
- A czemu nie mogę zostać u Ciebie? Przecież jesteś samotnym ojcem, a ja samotną matką. Moglibyśmy, no wiesz, spróbować. - wlepiła wzrok we mnie.
- Nie moglibyśmy. Savannah wróciła. - oznajmiłem sucho, a dziewczyna tylko popatrzyła na mnie zdziwiona. - Brandon Ci nie powiedział? - zapytałem, choć odpowiedź była jasna.
- No nie powiedział. - wyraźnie posmutniała. - To ja już pójdę. - wzięła wózek z Gigi i mimo tego, że chciałem ją zatrzymać, wyszła.

Przy śniadaniu panowała napięta atmosfera. Chyba Savannah podsłuchiwała, ale nie dokładnie i jest teraz zła lub zazdrosna.
- O co chodzi kotuś? - spytałem, no nie mogłem znieść tej ciszy.
- O nic. - mruknęła pod nosem i ugryzła swoją bułkę.
- Ale widzę, że coś jest nie tak. - złapałem jej dłoń, ale szybko ją wyrwała.
- Nic mi nie jest. Po prostu jestem zazdrosna. - odwróciła głowę.
- O Allie?
- Tak. O nią.
- Nic mnie z nią nie łączy. To tylko koleżanka z byłej klasy. Nic więcej. - delikatnie chwyciłem Savannah za podbródek i obróciłem w swoją stronę. Złożyłem na jej ustach czuły pocałunek.
- Oh Ry... - westchnęła. - Już okay. Po prostu długo byliśmy osobno i stałam się teraz taka samolubna. - pocałowała mnie, a ja od razu się uśmiechnąłem.
Zdecydowanie wolę taką milutką Sav.

Jak widać życie nie zawsze jest kolorowe. Czasami jest dla nas okrutne. Ale cóż na to poradzić... Chyba nauczyć się z tym żyć i nie przejmować się porażkami.

1 komentarz:

  1. Rady życiowe Ry'a wymiatają!
    A Sav zdecydowanie lepiej w wersji słodziutkiej :)
    Pozdrawiam i czekam.

    OdpowiedzUsuń