środa, 18 stycznia 2017

Rozdział 2 (52)

*Savannah*

Wieczorem leżeliśmy z Rylandem na łóżku i wymienialiśmy pocałunki.
- Opowiedz mi co się stało po narodzinach Evelyn. Lekarz mówił, że nie żyjesz... - wiedziałam, że w końcu będę musiała o tym opowiedzieć, ale nie sądziłam, że tak szybko.
- Mogę to zrobić jutro? - poprosiłam. - Nie jestem jeszcze gotowa.
- Pewnie, że możesz kochanie. - przytulił mnie mocniej do swojego nagiego torsu. Od kiedy tylko pamiętam spał w samych bokserkach. Czasami zakładał spodnie od piżamy, jak było zimniej.
- Kochasz mnie? - zapytałam. Po tak długim czasie nie byłam pewna.
- Oczywiście, że kocham. - cmoknął mnie w policzek. - Dlatego cierpiałem po twoim odejściu. - pokazał mi rany po cięciach. - Nie złość się tylko. Zrozumiałem, że to głupie i zacząłem szukać ukojenia w czymś innym. Znalazłem to w muzyce i czuwaniem nad naszym dzieciątkiem.
- Ależ ja się nie złoszczę. Staram się to zrozumieć. - złożyłam na jego klacie całusa. Z każdym następnym schodziłam coraz niżej.
- Dziękuję. - ukochany podniósł moją głowę i namiętnie pocałował usta.

Rano obudziłam się z uśmiechem na ustach. Złożyłam lekki pocałunek na czole Ryry'ego i wstałam z łóżka. Ubrałam bieliznę, a na nią sukienkę i zeszłam do kuchni. Zaczęłam szykować kanapki na śniadanie, gdy poczułam ciepły pocałunek na szyi.
- Kocham Cię. - melodyjny głos Rylanda sprawił, że musiałam się obrócić.
Stanęliśmy twarzą w twarz. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on objął mnie w pasie. Uniósł do góry i posadził na szafce.
- Powtórka z wczoraj? - spytał, a ja już wiedziałam o czym myśli.
- Może... - zmysłowo przejechałam ręką po jego klacie.
- Rybiciu, nie daj się prosić... - zrobił słodką minkę.
- Ależ skarbeńku, Brandon do nas przychodzi. Nie chcę by... No wiesz...
- Rozumiem. - zdjął mnie z szafki i usiadł przy stole. Poprawił włosy. - Opowiesz mi teraz co się z Tobą działo przez tyle czasu?
- Tak. - postawiłam na środku stołu talerz z kanapkami i usiadłam naprzeciwko ukochanego. - To było tak... - zaczęłam mu opowiadać. Przed oczami miałam te wszystkie wydarzenia. To jak budzę się w kostnicy, a ludzie zgromadzeni na próbie pogrzebu, oczywiście nie mojego, krzyczą i ze strachu uciekają. To jak przychodzi lekarz i każe zabrać mnie do Denver, bo tam mieszka, a woli mieć mnie na oku. Przypomina mi się też mina Brandona, gdy mnie ujrzał. Był przerażony, a zarazem szczęśliwy. - No a Brandon, jak to on miał wiele do powiedzenia, więc zaprosiłam go do nas. Nie masz mi tego za złe? - skończyłam moją wypowiedź pytaniem.
- Pewnie, że nie. - musnął moje usta i zabrał się za sprzątanie.
Nic nie skomentował. Nic nie pytał. Może nadal jest w szoku.

1 komentarz:

  1. "Próba pogrzebu" nadal mnie śmieszy :D
    Czyli Ry miał rację w poprzedniej części z tym "To nie jest moja Sav!"
    Pozdrawiam i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń