*Ryland*
Tego wieczora Will zorganizował
imprezę z powodu mojej przeprowadzki do niego. Było sporo ludzi, w tym Brandon.
Nigdzie jednak nie dostrzegłem Savannah.
- Co taki zmyślony? - spytał
Ross siadając na blacie kuchennym tuż obok mnie.
- Tęsknię za Sav. To zbyt
trudne dla mnie. - odparłem i upiłem łyk wina ze swojego kieliszka.
- Zawsze trudno jest
podnieść się po stracie kogoś bliskiego, kogoś kogo kochaliśmy ponad życie... -
odetchnął ciężko. Nadal nikogo nie znalazł, mimo iż od śmierci Courtney minęło
tyle czasu...
- Wiesz co, idę do Brandona.
Może on mi powie coś więcej na interesujący mnie temat. - zeskoczyłem z blatu i
ruszyłem w tłum szukać znajomych czarnych loków.
Pół godziny później
siedziałem z Brandonem w ogrodzie i patrzyłem w gwiazdy.
- Ta miłość nie miała
szans... - mruknął pod nosem. - Savannah jest zbyt burzliwa, by stworzyć coś
stałego. Ciągle się zakochuje, ciągle się kłóci. Taka się urodziła... - mówił
dalej, nadal nie odwracając wzroku w moją stronę.
- Może i masz rację. -
odparłem niezbyt pewien własnych słów. - Dzięki za wszystko. Jesteś cudownym
przyjacielem. - przytuliłem go serdecznie.
- Nie masz za co dziękować
Ryland. - uśmiechnął się. - A tak po za tym, Ty też jesteś super kumplem. Nie
bez powodu się zakochałem. - powiedział, aż oboje się zaśmialiśmy.
Nasza relacja zawsze była
zakręcona, ale nie sądziłem, że jeszcze kiedyś usłyszę od niego wyznania
miłości. No cóż, życie zaskakuje... Zaskakuje nas każdego dnia...
Właśnie byłam ciekawa wątku Rossa, który tak gdzieś nam się rozpłynął w pierwszej części.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jeszcze będzie szczęśliwy.
No i Brandon - że też znajdzie szczęście - nie ważne z kim :)
Pozdrawiam i czekam na next.