poniedziałek, 27 lutego 2017

Rozdział 9 (59)

*Savannah*

Rano obudziłam się i zobaczyłam Rylanda, który siedział na brzegu łóżka i trzymał tacę ze śniadaniem.
- Dzień dobry księżniczko. - ucałował mnie w policzek.
- Dzień dobry aniołku. - cmoknęłam go w usta.
- Przygotowałem śniadanko. Smacznego. - przysunął tacę bliżej mnie.
- Smacznego. - odpowiedziałam mu i dopiero wtedy zabraliśmy się za jedzenie.
- Mhm. Naprawdę dobre. - pochwaliłam pracę męża.
- Oh dzięki. Miło, że to doceniasz. - złożył na moich ustach czuły pocałunek.
Ah, jak ja go kocham. Teraz jestem pewna, że dobrze zrobiłam wybaczając mu, bo nie wyobrażam sobie życia bez niego.

Po śniadaniu wybraliśmy się do rodziny Rylanda. Mieliśmy tylko odebrać małą Evelyn, a zostaliśmy na obiad.
- Jak się czujesz jako pani Lynch? - zagadnęła Rydel.
- Dobrze. Cieszę się, że w końcu jestem z Ryrym. - odpowiedziałam.
- A Ty, Ryland? Jak tam rola męża? - zwróciła się do brata.
- Rola męża znakomicie. - wtrąciłam. - Przygotował mi śniadanko.
- I zawsze tak będzie. - dodał Ry, a ja posłałam mu uśmiech. Ukochany objął mnie ramieniem. - A co w twoim małżeństwie Rydel? - spytał.
- Znakomicie. Przecież wiesz, że ja, Ell i mały Lee jesteśmy szczęśliwi. - Ryd pocałowała męża w policzek.
Zapomniałabym wspomnieć. Kilka tygodni temu urodził się im synek. Mały Lee Ratliff. Trzeba przyznać, że jest naprawdę uroczy.

Miło spędziliśmy dzień u rodziny Rylanda. Późnym wieczorem wróciliśmy do domu. Ry zajął się małą, bo byłam tak zmęczona, że od razu zasnęłam. W nocy czułam tylko ciepłe ciało Rylanda, przytulnego do moich pleców.

czwartek, 23 lutego 2017

Rozdział 8 (58)

*Ryland*

O północy na salę wjechał ogromny tort z białej czekolady figurką młodej pary na górze. Pokroiliśmy tort od najniższego piętra, bo tam było go najwięcej. Później rozdaliśmy ciasto gościom i w momencie, gdy kelner miał zabrać resztę Sav stanęła przy torcie i zrobiła słodkie oczka.
- Mogę zabrać figurkę pary młodej do domu? – popatrzyła na mnie z nadzieją, a ja tylko jej przytaknąłem, więc kucharz musiał zapakować figurkę do domu.

Po torcie odbywały się jeszcze konkursy z nagrodami. Jedną z konkurencji była gra dla rodzin pary młodej, polegająca na tym, że prowadzący czytał tekst, a wyczytana postać musiała obiec krzesła ustawione na środku dookoła. Ta grupa, która była szybsza dostała po butelce wódki na osobę. Inną zabawą była gra w karetę. Każda wyczytana osoba musiała wypić kieliszek wódki i obiec tzw. karocę zrobioną z krzeseł.

Około drugiej były oczepiny. Savannah rzuciła wiankiem, który miała na głowie, a ja muszką zdjętą z szyi. Wianek złapała Vanni, a muszkę Rik. Czyż to przeznaczenie?

Po weselu każdy wrócił do swojego domu. No prawie każdy. Moja mama zabrała małą Evelyn, byśmy mieli z Sav czas na noc poślubną.
Przeniosłem ukochaną na rękach przez próg i położyłem na łóżku. Całowaliśmy się, rozbieraliśmy, a później kochaliśmy. Mimo tego jak często to robimy, ta noc była wyjątkowa.
Gdy po wszystkim Savannah przytuliła się do mojego torsu, wtuliłem nos w jej włosy i zasnąłem.

niedziela, 19 lutego 2017

Rozdział 7 (57)

Special for Rikeroholic <3 Our favourite chapter with Brandon.

*Ryland*

Przed salą weselną przywitali nas rodzice z chlebem i solą, natomiast we wnętrz goście i właściciel restauracji z tacą, gdzie stał kieliszki dla nas ~ młodej pary. Podałem Savannah jeden z kieliszków, drugi trzymałem w dłoni.
- Sto lat, sto lat… - odśpiewali wszyscy zgromadzeni, a Will zrobił kilka zdjęć.
Wznieśliśmy toast i po opróżnieniu kieliszków, razem z Sav rzuciliśmy je za siebie. Rozbiły się na drobne kawałeczki i dobrze, bo symbolizuje to szczęście. Później zmiotłem szkło na szufelkę, którą trzymała mój ukochana.

Na pierwsze danie był rosół, a na drugie kilka rodzajów mięsa. Goście zajadali się w najlepsze, a ja i Sav tylko troszkę skubnęliśmy. Być może to z powodu tych wszystkich emocji towarzyszących dzisiejszemu dniu.

- Jaka cuuudnaaaa imprezka! Najlepsze wesele na jakim byłem! – Riker, wyraźnie już pijany, mimo iż do północy było jeszcze z pięć godzin, wydzierał się na całą salę i wywijał z Latimer. Ah, ten Rik… Chyba nigdy się nie zmieni.
- Jak się bawisz, kochanie? – spytałem moją świeżo upieczoną żonę.
- Wspaniale. Jest dokładnie tak jak sobie wyobrażałam. – Sav przytuliła się do mnie i pocałowała w policzek. – A Ty Ry? Jak Ci się podoba?
- Jest ekstra. Nie sądziłem, że ślub i wesele mogą być takie fajne. Zawsze się na nich nudziłem. – odparłem.
Chwilę później zauważyłem Brandona z kieliszkiem w ręku, idącego w naszą stronę.
- No i jak moje gołąbki? – spytał obejmując nas oboje swoimi ramionami.
- Cudownie. Nawet nie wiesz jakie to wspaniałe uczucie. – Sav odpowiedziała swojemu bratu.
- A Ty jeszcze się trzymasz na nogach? – spytałem, tym samym zmieniając temat.
- Tak. A czemu pytasz? To dopiero trzeci kieliszek. – Brandon usiadł obok mnie.
- Chyba w tej godzinie. – rzuciłem żartobliwie, za co Hudson spiorunował mnie wzrokiem. – Oj, sorry. Myślałem, że wypiłeś więcej. – posłałem mu niewinny uśmieszek.
- Spoko. Przyzwyczaiłem się do tego, że ludzie mają mnie za alkoholika lub potocznie mówiąc ~ pijaka. – Brandon rozsiadł się wygodniej i opróżnił kieliszek do końca.

środa, 15 lutego 2017

Rozdział 6 (56)

UWAGA!
OD TERAZ "YOU TELL ME LIES"
CO 4 DNI O 8:30!


(niecały rok później)

*Ryland*

W końcu nadszedł dzień ślubu. Wstałem bardzo wcześnie, by zdążyć się przygotować. Wziąłem szybką kąpiel i zrobiłem śniadanie dla mojej księżniczki. Zaniosłem posiłek do sypialni.
- Dzień dobry śliczna. - ucałowałem Sav w policzek.
- Która to godzina? - spytała leniwie się przeciągając.
- Dopiero ósma. - odpowiedziałem i podałem jej śniadanie. - Smacznego. - dodałem i ruszyłem do wyjścia.
- A Ty już zjadłeś? - zapytała czym zatrzymała mnie na jeszcze chwilę.
- Tak. - uśmiechnąłem się do niej. - Teraz idę zająć się małą.
- Okay. Pewnie też jest głodna. - odparła, a ja opuściłem sypialnię.

Czas do ceremonii ślubnej bardzo szybko zleciał. Ledwo zdążyłem się 'wystroić', nie wspominając, że przygotowanie Evelyn także było moim zadaniem.
O 15:30 zebraliśmy się na placu przed kościołem. Powiadomiliśmy gości, którzy przyjechali taksówką, że transport na salę weselną zamówiliśmy. Kierowca tourbusa się tego podjął.

O 16 rozpoczęła się ceremonia. Wystrój kościoła był delikatny, pasujący do sukienki Savannah. A co do Sav... Wyglądała olśniewająco. Lekki makijaż, loki, wianek na głowie, koronkowa sukienka, którą kupowały z Delly oraz piękne buty na niezbyt wysokim obcasie.
- Ja Savannah biorę sobie Ciebie Rylanda Micheala Lyncha i ślubuję Ci... - gdy składała przysięgę wszyscy się wzruszyli. Nawet ja.
Później nadeszła moja kolej. Bardzo się stresowałem, ale starałem się tego nie okazywać.
- Ja Ryland... - zacząłem, a moja matka wzruszyła się jeszcze bardziej, aż tata Mark musiał obetrzeć łzy z policzków. - ...i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. - zobaczyłem łzy w oczach ukochanej. Łzy szczęścia i wzruszenia.

Wyszliśmy z kościoła po około godzinie. Zgromadzeni goście odrzucili nas ryżem, a następnie ustawili w kolejkę by złożyć życzenia.
- Życzę Wam dużo szczęścia, miłości i wszystkiego czego jeszcze chcecie. - Will von Bolton wyściskał nas. - Ryland, chciałbym Ci coś jeszcze powiedzieć... - zaczął, ale Andre go zawołał.
No tak. Will to fotograf, który jeździł z R5 w trasę, a dziś został fotografem ślubnym. Natomiast kamerzystą, jest kolega Andre, który towarzyszył nam od początku dzisiejszych przygotowań.

Gdy przyjęliśmy wszystkie życzenia, nadszedł czas by pojechać na salę weselną, gdzie będziemy balować do rana.

--------------------------
Jak myślicie, co chciał powiedzieć Will? Odpowiedź pojawi się pod koniec bloga.
Zapraszam serdecznie na nowy blog - "This is the end of control". Początek dziś o 10:00.
Buziaczki :*
Wiki R5er

środa, 8 lutego 2017

Rozdział 5 (55)

*Savannah*

Gdy wszystko się unormowało w moim życiu, zaczęliśmy z Rylandem planować swój ślub. Wiem, że późno, ale lepsze to niż wcale.
- Lepsza ta sukienka czy poprzednia? - spytałam Rydel, która siedziała przed przymierzalnią pilnując Evelyn śpiącej w wózku.
- Zdecydowanie ta. - odpowiedziała.
Obróciłam się przed lustrem i jeszcze razv przyjrzałam sukience. Była śnieżnobiała, do kolan, na ramiączkach z koronką na 'gorsecie' i na wykończeniu u dołu. Od maleńkiego o takiej marzyłam. Ostatni raz zerknęłam na swoje lustrzane odbicie i przebrałam się w swoje ubrania. Ruszyłam do kasy, gdzie zapłaciłam kartą.

Razem z Rydel, Ellingtonem i moim Ryrym zjedliśmy obiad w restauracji, po czym Ry zabrał Evelyn do domu. Ja z Delly odwiedziłam jeszcze kilka sklepów, by kupić sobie buty, a Ryd sukienkę na mój ślub.

Wesoła wróciłam do domu o 18.
- Cześć skarbie. - cmoknęłam śpiącego na kanapie w salonie Rylanda, w policzek. Otworzył oczy i uśmiechnął się.
- O... Już jesteś. - usiadł i przyciągnął mnie bliżej. - Moja Sav. - pocałował mnie. - Już niedługo będziesz moją żoną. Nawet nie wiesz jak się z tego cieszę.
- Ja też się cieszę. - położyłam ręce na jego szyi. - Zrobisz kolację? - zrobiłam słodką minkę.
- Oczywiście. Dla Ciebie zawsze. - wstał i zabrał mnie na rękach do kuchni.

Przy posiłku rozmawialiśmy na temat naszego ślubu. Co prawda ślub po ponad roku od narodzin dziecka nie jest zbyt dobrze postrzegany w dzisiejszym społeczeństwie, ale i tak się na to zdecydowaliśmy, bo życie na tzw. kocią łapę, nie jest tym o czym marzyłam. A po za tym, w końcu staniemy się prawdziwą rodziną w świetle prawa, bo prywatnie to już jesteśmy.

środa, 1 lutego 2017

Rozdział 4 (54)

*Ryland*

Następnego ranka odwiedziła nas Allie z małą Gigi uroczo śpiącą w wózku.
- Brandon wyrzucił mnie z domu... - pociągnęła nosem i wtuliła się we mnie.
Tego się spodziewałem. Skoro Brandon ją wyrzucił to przyjdzie do mnie, bo rodzice jej nie chcą znać. Biedactwo.
- Już dobrze. - pogłaskałem jej głowę. - Wszystko się ułoży. Porozmawiaj z rodzicami, może Cię przyjmą z powrotem...
- A czemu nie mogę zostać u Ciebie? Przecież jesteś samotnym ojcem, a ja samotną matką. Moglibyśmy, no wiesz, spróbować. - wlepiła wzrok we mnie.
- Nie moglibyśmy. Savannah wróciła. - oznajmiłem sucho, a dziewczyna tylko popatrzyła na mnie zdziwiona. - Brandon Ci nie powiedział? - zapytałem, choć odpowiedź była jasna.
- No nie powiedział. - wyraźnie posmutniała. - To ja już pójdę. - wzięła wózek z Gigi i mimo tego, że chciałem ją zatrzymać, wyszła.

Przy śniadaniu panowała napięta atmosfera. Chyba Savannah podsłuchiwała, ale nie dokładnie i jest teraz zła lub zazdrosna.
- O co chodzi kotuś? - spytałem, no nie mogłem znieść tej ciszy.
- O nic. - mruknęła pod nosem i ugryzła swoją bułkę.
- Ale widzę, że coś jest nie tak. - złapałem jej dłoń, ale szybko ją wyrwała.
- Nic mi nie jest. Po prostu jestem zazdrosna. - odwróciła głowę.
- O Allie?
- Tak. O nią.
- Nic mnie z nią nie łączy. To tylko koleżanka z byłej klasy. Nic więcej. - delikatnie chwyciłem Savannah za podbródek i obróciłem w swoją stronę. Złożyłem na jej ustach czuły pocałunek.
- Oh Ry... - westchnęła. - Już okay. Po prostu długo byliśmy osobno i stałam się teraz taka samolubna. - pocałowała mnie, a ja od razu się uśmiechnąłem.
Zdecydowanie wolę taką milutką Sav.

Jak widać życie nie zawsze jest kolorowe. Czasami jest dla nas okrutne. Ale cóż na to poradzić... Chyba nauczyć się z tym żyć i nie przejmować się porażkami.